W pracy z pacjentem przejmuję 100% odpowiedzialności za niego – rozmowa z Tomaszem Szpunarem
Jaką widzisz różnicę w podejściu do fizjoterapii sportowca i zwykłej osoby?
Jak pracowałem na takim poziomie nie do końca zawodowym, ale z zacięciem do tej strony semi-pro, to faktycznie zawodnicy, zwłaszcza w piłce nożnej, mówią per master, to się często zdarza. Już każdy wie, czym się różni fizjoterapeuta od masażysty. Kiedy pacjent trafia do gabinetu, to przynajmniej przy mojej aparycji to jest ważne, żeby temu pacjentowi pokazać, że fizjoterapia to jest jednak osobna dziedzina, ma swój sens i rację bytu. Zawsze się staram, żeby ten pacjent wiedział, że ma do czynienia z kimś, kto się zna na rzeczy. Tak jest, że w pracy z pacjentem przejmuję 100% odpowiedzialności za niego, więc moje fachowe kompetencje muszą przemawiać za tym wszystkim. To staram się temu pacjentowi przekazać. Nie spotkałem się jeszcze z tym, żeby ktoś tam powiedział, że „taki młody, to co on potrafi”, a czasami jest tak, że „taki młody, a tyle wie”.
Jak wygląda Twój dzień pracy?
To jest dobre pytanie. Często zdarza się tak, że jeżeli jest normalny dzień i trenujemy dwa razy z siatkarzami, to jeżeli mam pełne obłożenie w gabinecie, to z reguły o 7 mam pierwszego pacjenta, potem jadę na trening na siłownię albo na inny trening motoryczny, w zależności od tego, w jakim okresie się znajdujemy. Robię swoją robotę na treningu, która często nie tylko zahacza o fizjoterapię. Potem mam pacjenta popołudniu, w tej przerwie między pierwszym a drugim treningiem. Potem jest drugi trening i jeśli mam jeszcze ochotę, to jeszcze nierzadko trzeciego pacjenta wciskam po. Do domu wracam koło godziny 21-22. Jest to trochę podejście pracoholika, ale często zdarza się tak, że z rana pracuję z jednym pacjentem, wracam do domu, zajmuję się swoimi rzeczami, potem jadę na trening. Albo na przykład jak jest cały dzień wolny, to sobie ten dzień rozbijam, że pracuję jak każdy fizjoterapeuta bardziej w godzinach popołudniowo-wieczornych. To wtedy z reguły z rana jest jeden pacjent, jadę do domu, potem popołudniu zaczynam swoją drugą zmianę. Faktycznie całe może życie jest podyktowane fizjoterapią. Czy jest to zdrowe? Pewnie na ten czas jeszcze tak, ale w dłuższej perspektywie nie, więc z wielu projektów będę się starał schodzić, żeby doprecyzować taką faktyczną ścieżkę kariery.
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
Powiem szczerze, że nigdy celu w fizjoterapii nie miałem. Moim celem zawsze było, żeby ten pacjent wychodzący z gabinetu, jeżeli nie jestem mu w stanie od razu pomóc, to żeby przynajmniej wiedział, jak nasza ścieżka będzie wyglądała albo odsyłam go do innego specjalisty bądź innego kolegi. Więc celów aktualnie nie mam. Myślałem kiedyś nad jakąś karierą może bardziej naukową, czyli zrobić doktorat. Być może kiedyś, ale na ten czas chciałbym mieć spokojnie pełny grafik w swoim gabinecie i pracować tyle godzin, żeby mieć czas na przyjemności. Niemniej jednak, mając małżonkę, która też jest fizjoterapeutką i też jest pochylona w 100% nad swoimi pacjentami, razem prowadzimy gabinet, to rozwój gabinetu wydaje się być celem.
Jakiś sposób na czas wolny?
Z małżonką jesteśmy posiadaczami małego labradora. I taki mały pies idealnie uzupełnia te wszystkie luki i pomaga się odstresować. Pomimo że daje czasem w kość, to jest to naprawdę przyjemne, jak można się z takim psem pobawić, wyjść na spacer, pooddychać świeżym powietrzem. To wydaje mi się jak dotąd najlepsze odstresowanie. A poza tym takie klasyczne zainteresowania, jeśli już nie fizjoterapeutyczne – spędzanie czasu z moją najbliższą osobą, moją żoną jest dla mnie jak balsam na strudzoną duszę.