„Wybrałam fizjoterapię i nie żałuję” – rozmowa z Martą Małek
Marta Małek jest fizjoterapeutką uroginekologiczną, która kompleksowo podchodzi do pacjentki. Zajmuje się nie tylko problemami dna miednicy, ale również wsparciem w leczeniu niepłodności – jest autorką kart wsparcia Płodne ścieżki. W wywiadzie mówi o satysfakcji ze swojej pracy i rosnącej świadomości Polek.
Jak zostałaś fizjoterapeutką?
By odpowiedzieć na to pytanie, sięgam myślami daleko do dzieciństwa. Jestem przekonana, że podłożem do tego wyboru była moja wieloletnia przygoda z harcerstwem. Poza bieganiem po lesie z mapą i kompasem, dużo czasu spędzaliśmy na nauce pierwszej pomocy. Bardzo lubiłam zajęcia z bandażowania, opatrywania ran, reanimacji. Chętnie zdobywałam odznaki i sprawności. Później, kiedy miałam pod opieką dużą grupę dzieci na letnich obozach, nie było dnia, by nie trzeba było zaradzić w jakiejś bolączce: ból brzucha, skaleczenie, wbita drzazga, skręcona kostka. Pomoc innym była od zawsze dla mnie czymś tak naturalnym i przynosiła tyle satysfakcji, więc uznałam, że kiedyś na pewno wybiorę zawód polegający na pracy w obszarze zdrowia czy opieki nad drugim człowiekiem. Wybrałam fizjoterapię i nie żałuję.
Zajmujesz się fizjoterapią uroginekologiczną – skąd decyzja o takiej specjalizacji?
Na początku swojej zawodowej drogi pracowałam z zupełnie inną grupą pacjentów. Byli to przede wszystkim pacjenci po urazach, operacjach ortopedycznych, a także pacjenci neurologiczni i geriatryczni. Praca z kobietami pojawiła się w moim życiu znacznie później. Kiedy broniłam dyplom magistra w 2009 roku fizjoterapia uroginekologiczna nie była jeszcze taka popularna jak obecnie. Na studiach miałam pojedyncze zajęcia z zakresu ginekologii czy położnictwa, a szkoleń było jak na lekarstwo. W międzyczasie sama miałam szereg problemów z obszaru dna miednicy. Duże dolegliwości bólowe, diagnozę endometriozy, zaburzenia hormonalne, bardzo bolesne miesiączki, problemy jelitowe. Przeszłam dwa zabiegi operacyjne. Cały czas edukowałam się z zakresu dietetyki, suplementacji i medycyny alternatywnej, by odzyskać zdrowie. Zgłosiłam się również na wizytę do koleżanki po fachu na terapię uroginekologiczną. To był moment zwrotny w moim życiu. Od tego czasu nie wyobrażam sobie, żebym mogła zajmować się czymś innym. Widzę ogromną potrzebę pracy z kobietami nie tylko w okresie okołoporodowym, ale również na innych etapach życia. W przedłużających się staraniach o ciążę, zaburzeniach seksualnych czy menopauzie.
Fizjoterapia uroginekologiczna jest coraz częściej spotykaną specjalizacją w gabinetach. Czy Twoim zdaniem Polki są świadome swoich ciał i w razie wystąpienia problemów chcą szukać pomocy?
Wydaje mi się, że świadomość jest nadal za mała. Pocieszające jest to, że zmienia się to w bardzo szybkim tempie. Dużą rolę mają tu same fizjoterapeutki uroginekologiczne, które są bardzo aktywne i edukują kobiety w SM. Pokazują sposoby, techniki, ćwiczenia do samodzielnej pracy w domu, ale również informują, z jakimi problemami warto zgłosić się do fizjoterapeutki uroginekologicznej, czy zachęcają do kontrolnych wizyt. Dzięki temu coraz częściej spotykam się z sytuacjami, kiedy kobiety zgłaszają się już prewencyjnie, przed zabiegiem czy planowaną ciążą. Podobną rolę ogrywają różne fundacje, a także same pacjentki, które dzielą się efektami pracy z fizjoterapeutami. Coraz częściej również sami lekarze odsyłają pacjentki do naszych gabinetów. Czekamy na ten moment, kiedy tak jak w krajach zachodnich wizyta u fizjoterapeutki uroginekologicznej będzie refundowana przez NFZ, tak jak przykładowo wizyty położnych po porodzie. Myślę, że działanie profilaktyczne pozwoliłoby skrócić czas zdrowienia, powrotu do formy i wyeliminować ryzyko innych dodatkowych problemów, uniknąć przeprowadzania wielu operacji w późniejszych latach życia, co z kolei przełożyłoby się również na oszczędności w służbie zdrowia. Wszystko małymi krokami zmierza w tym kierunku.